[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ewie nigdy nie przyszło do głowy, że to one budzą w Myszce strach i niezrozumienie o wiele większe niż sceny erotyczne.A jednak Ewa czuła, że Myszce należy zabronić oglądania takich scen, a można jej pozwolić na oglądanie telewizyjnych dzienników, które w szybkim, rockandrollowym rytmie — niemal jak na paradzie — pokazywały bombardowanie miast, egzekucje jeńców, uliczne walki, katastrofy, morderstwa.Myszka nie mogła tego pojąć.Ludzie szukający nawzajem bliskości ciał wydawali jej się piękni i dobrzy, ci sami ludzie strzelający do siebie byli nieprzyzwoici.Dziewczynka potrząsała bezradnie głową, wierząc, że wypadną z niej wszystkie złe obrazy, których nie chciała tam mieć i których istnienia On nie powinien się nawet domyślać.Gdyby się domyślił, mógłby stworzyć coś po stokroć bardziej przerażającego.A może już stworzył…?Zasłony zawirowały i zaczęły się rozchylać, jak w teatrze, a Myszka niecierpliwie oczekiwała na to, co tym razem wyłoni się spoza kurtyny, uplecionej z czerni głębokiej jak sadza.Ziemia.Nad nią niebo.Ptaki i chmury pomiędzy niebem a ziemią.Woda.Wieloryby i miliony innych wodnych stworzeń.Myszka czujnie spojrzała na ziemię… Trawa zafalowała od Jego oddechu… Nie, nie tylko od Jego oddechu.Trawa żyła.Z norek wychodziły rude lisy z puszystymi kitami, rdzawe borsuki i małe, aksamitne krety, oślepione słońcem.Harcowały zające, sarny i długoogoniaste małpy.Kumkały żaby.Łagodne, białe baranki skubały trawę.Miś koala pił coca‑colę…— Ne… Neee… — powiedziała odruchowo Myszka i coca‑cola zniknęła.Miś żuł eukaliptusowe liście.W pewnej chwili zwierzęta znieruchomiały, nasłuchując.Ziemia zatrzęsła się, powietrze rozdarł ryk setek trąb i przez łąkę przetoczyły się słonie, wydeptując w trawie pierwsze ścieżki.Za nimi przebiegło stado płochliwych antylop, długoszyich żyraf, skocznych zebr…— TO JEST DOBRE — stwierdził Głos.Myszka zaklaskała w dłonie.To było bardzo dobre.Nie było wilków, tygrysów, panter ani żadnych monstrów.On bezbłędnie wyjął z jej pamięci tylko to, co należało wyjąć.I tylko tego użył do stwarzania.Zrozumiała, że na początku błądził, gdyż Mu nie pomagała.Teraz już była pewna, że nie jest jedynie widzem.Potem nadeszły kolejne zwierzęta.Dziewczynka od razu dostrzegła ich odrębność: trzymały się razem, gromadziły się w stada.Rozpoznała domowe bydło i trzodę: łagodne krowy, jurne byczki, pogodne kozy, wesołe świnki.I ptaki przykute na zawsze do ziemi: kury, koguty, indyki.Były niespokojne, jakby na coś oczekiwały.„Czekają na kogoś, kto na nie krzyknie, uderzy kijem, zagna do domu”, pomyślała, nie wiedząc, skąd to wie.On milczał.Trawa falowała, a silny wiatr gnał po niebie chmury, bałwanił wodę, kładł na ziemię gałęzie drzew.Był tak silny, że przyginał ku ziemi Myszkę i rozwiewał jej włosy.„Nad czym On tak myśli?”, zdziwiła się.„Prawie wszystko już zrobił, może odpocząć…”Ale zarówno na ziemi, pomiędzy nią a niebem, jak w wodzie, wśród ptaków, ryb i zwierząt, wyczuwało się oczekiwanie.Coś miało się stać.Coś ważnego.Coś, co zmieni ten krajobraz, zakłóci jego harmonię, zmieni rytm nowego życia, wyznaczy inną hierarchię.Myszka próbowała się domyślić, co by to mogło być.Bała się, że monstrum.A jeśli On wyłowił je z jej pamięci, choć wcisnęła je najgłębiej jak mogła — i zaraz zjawi się tu, wielkie, obrzydliwe, nieobliczalne…? Jak w kreskówce, którą oglądała na kanale Kid Fox.Jak w horrorze, na który zerkała wczoraj mama, przeglądając równocześnie kolorowe żurnale.Nie chciała na to patrzyć.Już wiedziała, że zapalenie żarówki nie przerwie Jego pracy, gdyż On stwarza wciąż i wciąż, bez przerwy, ciągle na nowo, i nigdy nie ma dość.Czuła, że popełni jakąś przerażającą pomyłkę, gdyż właśnie wtedy, gdy Napełnia kolejne ziemie, przytrafiają Mu się najstraszliwsze błędy.Pomyślała, że nie chce w tym uczestniczyć.Nie chce Mu podpowiadać.Może On przestanie…Żyrafy obróciły długie szyje, zające stanęły słupka, sarny nadstawiły uszu, słonie zaryczały przeciągle, ptaki znieruchomiały w powietrzu, wieloryby skryły się w głębinach wód — i nawet’ On wstrzymał oddech, gdyż wiatr nagle ucichł…— Maaaaaa…!!!!! — krzyknęła Myszka, miotając się po strychu i nie umiejąc znaleźć włącznika światła.— Maaaaaa! — zawołała jeszcze raz, w niepojętej panice, przerażona tym, co nastąpi.COŚ.Coś potwornego.Nagle przypomniała sobie o dzwonkach.Jeden z nich był koło niej i choć go nie widziała, uwięziona w tej miękkiej czerni, która w jednej chwili przestała być bezpieczna, to miotając się rozpaczliwie, trafiła na niego ręką.Z całej siły nacisnęła guzik.W domu rozległ się przeraźliwy dźwięk.Ewa zerwała się z tapczanu.Dzwonek zadźwięczał po raz pierwszy, Myszka jeszcze nigdy dotąd go nie użyła.— Coś się stało… Coś złego… — myślała, pędząc w panice po schodach.Wspinając się na strych, dostrzegła kątem oka, że Adam uchyla drzwi od gabinetu, lecz zaraz głośno je zamyka (aby uchylić ponownie, gdy znikła na schodach).Wpadła na strych.Spowijała go ciemność.Myszka tkwiła tu, nie zapalając żarówki?, chyba że ją zgasiła, i ta nagła, przedziwnie czarna ciemność eksplodowała jej krzykiem.Ewa jeszcze nigdy nie widziała czerni tak doskonale czarnej, tak głębokiej, pochłaniającej wszelkie światło.— Myszka… — szepnęła niepewnie, nie umiejąc znaleźć kontaktu.Miała uczucie, że znalazła się w innym wymiarze; gdzieś zapodział się strych i złożone na nim sprzęty; zniknęły ukośne ściany ograniczające przestrzeń.Poczuła ruch powietrza i czyjąś niewidoczną, groźną obecność.— Myszka… — szepnęła jeszcze raz, ale głos uwiązł jej w gardle jak wielka, dusząca kula.Powoli ulegała tej samej panice, co przed chwilą jej córka.— Maaa… — odpowiedziała grubym głosem Myszka i Ewa odetchnęła.W każdym razie dziewczynka tu jest, cała, zdrowa i nie krzyczy.Zatem to tylko jakiś zwykły, niczym nie uzasadniony lęk.— Nie mogę znaleźć kontaktu — powiedziała, starając się, by zabrzmiało to jak najspokojniej, gdyż miała wrażenie, że kontakt zniknął.Razem ze ścianą.Miała uczucie, że stoi oblepiona czernią jak pajęczą siecią, niezdolna do ruchu, nie mając przed sobą nic poza nieskończoną i niewidoczną przestrzenią.— Neeee baaa…ć — powiedziała nagle Myszka i w tej samej chwili strach spłynął z Ewy jak woda.Niemal czuła, jak zsuwa się po niej coraz niżej i niżej, i wreszcie kryje się koło jej nóg, gdzieś w szparach podłogi.— Myszka, ale napędziłaś mi strachu — powiedziała z wyrzutem, a jej ręka sięgnęła do kontaktu.Jak mogła go wcześniej nie znaleźć? Przecież był w tym samym miejscu.— Coś się stało?— Neeeee — odparła dziewczynka.Rozbłysła żarówka i strych znowu stał się miejscem zwykłym i bezpiecznym.Ewa podsunęła sobie stary taboret, wspięła się i otwarła okno w dachu.— Wywietrzymy — wyjaśniła.Miała klaustrofobiczne odczucie, że nadal unosi się tu duszny, dławiący zapach strachu.Jej i Myszki.A przecież musiało to być złudzenie.Myszka krzyczała bez powodu, skoro teraz jest tak spokojna.Do pomieszczenia wdarło się świeże wieczorne powietrze.Nad ich głowami, w prostokącie okna, zamigotały gwiazdy.— Jak ładnie — westchnęła Ewa.Wieczorną ciszę przerwał nagle dźwięk dobiegający sprzed domu.Cichy pisk.Nie, nie pisk… Płacz?— Coś płacze przed domem? Chodź, sprawdzimy — powiedziała Ewa, podając rękę Myszce [ Pobierz całość w formacie PDF ]