[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Co mieści się w ambie? Sam chciałbym wiedzieć.Być może, tam znalazłoby się rozwiązanie za-gadki.W ogóle dużo jeszcze musimy się dowiedzieć.Na szczęście, coraz wię-cej nas nad tym pracuje.Zatrzymali się przed domem Tima. Tylko pamiętaj! %7ładnych rozmów! upomniał Tima Stawczak. A jutroo dziewiątej trzydzieści spotykamy się na placu koło amby!Sponad wznoszącej się na wysokość stu kilkudziesięciu metrów wieżycy, jakz wylotu przysadzistego komina, w błękit nieba wystrzelił dysk pulwy.Pojazdzatoczył półkole i zniżył się nad dachy sąsiednich budynków, a potem łagodnieopadł nad ulicę i poziomym lotem sunął o kilka metrów ponad jezdnią.Stawczakruszył powoli w tym samym kierunku.Pulwa sterowała w stronę zachodniegoprzedmieścia.Płynęła coraz wolniej, jakby szukając miejsca, by osiąść. Zaraz wyląduje.Przy takiej pogodzie oni lubią spacerować powiedziałTim.Pulwa osiadła rzeczywiście na rozległym trawniku naprzeciw domu towaro-wego.Stawczak spojrzał na zegarek.Była jedenasta dwadzieścia dwie. Szybciej, kochani, szybciej szepnął. Co pan mówi? Nic, nic.Zaraz zobaczysz.Tim rozejrzał się po placu, potem spojrzał w niebo.Było bezchmurne, niebie-skie.Słońce świeciło, niby jasno, ale jakby za słabo, jak na te warunki atmosfe-ryczne.Zieleń trawy miała dziwny koloryt. Jakieś.dziwne światło. powiedział Tim niepewnie. A tak, tak! zachichotał nieoczekiwanie Stawczak, podając Timowi jakaśszarą płytkę. Popatrz na słońce!Tim podniósł do oczu płytkę dymnego szkła.Zamiast krążka słonecznej tarczyujrzał wąski sierp, przypominający wczesną fazę Księżyca. Zaraz będzie drugi kontakt! powiedział Stawczak drżącym głosem.Uważaj na kapsy!Oba kapsy wylazły z pulwy i defilowały po dwóch przeciwnych stronachskweru, kołysząc się jak po kilku grzybkach.Stawczak, z nogą na przyśpieszniku,patrzył na sekundnik.Nagle dodał gazu i włączywszy długie reflektory ruszył naprzełaj przez chodnik i skwer w stronę pulwy.Ciemności zapadały nagle.Po kilkunastu sekundach mrok ogarnął plac,reflektory samochodu zajaśniały na korpusie pulwy, na niebie pojawiło się kilkajasnych gwiazd.Stawczak zahamował ostro, wyskoczył z wozu i pomknął w kie-72runku otwartego włazu pulwy.Tim pobiegł za nim.Po chwili obaj zaglądali downętrza tajemniczego pojazdu Proksów, nie tkniętego dotychczas ludzką dłonią.Stawczak świecił latarką.Wewnątrz widać było tylko obszerną, pustą komorę.W jej dnie widniały dwa półkoliste zagłębienia, przypominające wnętrza kielisz-ków używanych do jajek na miękko.Oprócz tego nic więcej.%7ładnego przejściado pozostałej części pojazdu. Popatrz! Do diabła, patrz! ryknął nagle Stawczak opuszczając dłoń z la-tarką w głąb włazu pulwy.Jego nogi wierzgały w powietrzu na zewnątrz pojazdui Tim musiał je przytrzymać, by nie wpadł cały do wnętrza. Co tam? spytał Tim, nie rozumiejąc, co wywołało taki entuzjazm mło-dego naukowca. Dna tych zagłębień!Tim przyjrzał się uważnie.W świetle latarki wyglądały z bliska jak wnętrzedurszlaka. Dziurawe mruknął Tim. No właśnie!Tim nadal niczego nie rozumiał.Stawczak zeskoczył na trawę, poświecił naswój zegarek. Jeszcze dwie minuty! powiedział i potykając się o krzewy róż na skwe-rze pobiegł w stronę, gdzie na tle trawy majaczyła sylwetka leżącego kapsu.Tim spojrzał w niebo.Wśród ognistej obręczy korony słonecznej jak złowro-gie widmo czerniał krąg Księżyca zakrywającego słoneczna tarczę.Stawczak wrócił po minucie, spokojniejszy, zamyślony. Jedziemy! powiedział i usiadł za kierownicą.Tim zajął miejsce obokniego. Zaraz wyjdziemy z cienia.Po następnej minucie nad miastem znów świeciło słońce. Czy.oni nie żyją? spytat Tim, gdy wolno przejeżdżali ulicami miasta. Miejmy nadzieję mruknął Stawczak rozglądając się pilnie.W pobliżu amby, na placu Przyjaciół, zebrał się spory tłum.Ludzie otaczalipulwę, leżącą na parkingu koło gmachu Rady Kwadratu., Dwa kapsy, przewró-cone na bok, leżały tuż koło niej.Czterej policjanci usiłowali powstrzymać tłumgapiów napierających ze wszystkich stron.Urzędnicy wyglądali zza zamkniętychokien Rady.Stawczak zatrzymał samochód przy wjezdzie na parking. Zobacz! szturchnął łokciem Tima i wskazał na drzwi wejściowe do gma-chu. Sam pan kwadratowy!Zgarbiona postać drobnego człowieczka przemykała chyłkiem w stronę duże-go białego samochodu.Po chwili wóz ruszył, lecz nie mogąc wyjechać, zatrąbiłnerwowo.Stawczak wysiadł i flegmatycznie zbliżył się do białego samochodu. Dzień dobry, panie kwadratowy! powiedział z ukłonem. Proszę usunąć ten wóz! Bardzo się spieszę! Kwadratowy wychylił sięz okienka.Był bardzo blady. Nie ma potrzeby, panie kwadratowy! Zaćmienie słońca nie obejmuje prze-cież całego globu.Za parę godzin wszystko wróci do normy, proszę się nie dener-wować! Zpieszę się, proszę mnie przepuścić! krzyczał kwadratowy. Wiem, żejest tak, jak pan mówi.Uczyłem się kiedyś astronomii, do licha.Ale czy ci ludzieo tym wiedzą?73 Za to nie ręczę.Od kilkunastu lat nie wykłada się astronomii.Na panapolecenie.Ale proszę się nie denerwować, wrócić spokojnie do biura i czekać.To porządni obywatele.Przecież nic złego panu nie zrobią.Niech się pan nie boi,panie kwadratowy! Kto powiedział, że się boję? Co pan sobie myśli oburzył się kwadratowy.Cofnął samochód i wrócił do budynku, zamykając starannie drzwi za sobą [ Pobierz całość w formacie PDF ]