[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jasonowi nie chciało się wierzyć, że Fell siłą myśli rzeczywiście zbliża do powierzchni planety elektromagnetyczny czy jakiś tam inny ekran.Jako wyczulony na emocje, telepatyczne polecenia i temu podobne, Jason powinien był cokolwiek w tym momencie odczuć.A nie czuł kompletnie nic - ani impulsów mózgu ojca, ani jego kata.Co oznaczało, że to czysta fizyka i fizjologia.Najprawdopodobniej do mózgu Ajzona wszczepiono jakieś urządzenie, a Fell, wytrzeszczając gały, tylko bajeruje widzów jak zawodowy prestidigitator, a rękami, nogami albo zębami naciska ukryty guziczek.Jason zdecydowanie przerwał dociekania.Nie to jest teraz najważniejsze.Zmienił się rozkład sił, a raczej odwrócił.Jak w pojedynku na śmierć i życie.Dopiero co wbijałeś, bracie, lufę pistoletu w skroń przeciwnika, ale wróg wykonał niepojętą, ryzykowną, sekretną woltę i oto twój własny pistolet patrzy ci w oko.Ale najdziwniejsze, że nikt nie chce strzelać.Obie strony chcą tylko dyktować warunki.I teraz nie ma co dyskutować, górą jest Fell.- Czego od nas chcesz? - zapytał wprost Jason.- Chcę, żebyście polecieli na planetę Agreasy, odszukali nasz stary okręt i dostarczyli go tutaj.I byłoby jeszcze lepiej, gdybyście przy okazji dostarczyli tu Nivellę.Najważniejszy jest jednak "Baran".To zresztą leży w waszym interesie i chyba już ci jasno wytłumaczyłem, Jasonie, że tylko w ten sposób możesz pomóc ojcu.Zapamiętaj też, chłopcze - tak, tak, dla mnie jesteś chłopcem! - kiedy wrócicie na Jolk, "Baran" będzie należał tylko i wyłącznie do mnie.- Ty też zapamiętaj, dziadku - czule odezwała się Meta - że jeśli w czasie naszej nieobecności cokolwiek stanie się Ajzonowi, nie pomoże ci żaden ekran.Zawlokę cię do pyrrusańskiej dżungli, porzucę tam gołego i bezbronnego i będę się przyglądała spod kopuły ochronnej, jak tam zdychasz w wielkich męczarniach.Zapamiętaj to sobie dobrze, staruszku.Idziemy, Jasonie.Ja już wszystko wiem.Odwróciła się gwałtownie, a jej ostatnie słowa zawisły w powietrzu.Jason ruszył za nią, ale odchodząc, zwrócił się do ojca: - Odprowadzisz nas?- Oczywiście, oczywiście.- Ajzon już ich dogonił.- Nie przejmujcie się mną.Gdyby ten typek chciał mnie zabić, już dawno by to zrobił.Zapewniam was, że nic mi nie grozi.Z tyłu rozległ się donośny rechot, ale żadne z nich nawet się nie odwróciło.Na ulicy Meta zapytała z dziecinną bezpośredniością:- Jasonie, powiedz mi, skąd się biorą tacy ludzie? Przecież on jest wstrętniejszy od kolcolota!- Brawo, kochanie! - pochwalił ją Jason.- Przed tobą stała istota ohydniejsza od kolcolota, a ty nawet nie wyciągnęłaś pistoletu.- To komplement czy kpina?- A jak sądzisz?- Wiesz co, mam cię gdzieś! - Meta machnęła bez złości ręką i skierowała się do "Temuchina", zaparkowanego wyzywająco przed pałacem.- No to jak, pilocie, dokąd teraz lecimy? - zapytał Jason, gdy już znaleźli się na orbicie i planeta Jolk zniknęła ze wszystkich ekranów oprócz ekranu grawimetru, na którym widniała w postaci ostrego zęba na skrzyżowaniu osi koordynat.- Planeta Agreasy, kapitanie.- Meta zasalutowała niczym starożytny żołnierz.- Gromada kulista numer.- Wróć, pilocie! Nie tak.Lecimy na Pyrrusa.- Dlaczego?! Nie chcesz pomóc ojcu, porzucasz go? Ja się nie zgadzam.- Ależ nie, skądże! Nikogo nie porzucam.Pamiętasz, proponowałaś, żebyśmy polecieli "Argo".Miałaś rację.Wyruszymy z całą załogą, bo inaczej na ciepłej i słonecznej Agreasy byłoby dla nas dwojga za gorąco.Przecież to glob tak samo dziki jak Jolk czy Orhoman i dodatkowo jeszcze mają zabawkę, Olśniewającego Śruboroga, czyli "Barana".Nie chce mi się wierzyć, że tamtejsi władcy niecierpliwie czekają, aż przyleci prawowity właściciel, żeby mu zwrócić maszynę.Przecież wszyscy tam są szurnięci, wierząca magię i ingerencję bogów.A bogowie, wiadomo, co im nakazali.Tak mi się wydaje.Będziemy się musieli dobrać do owych "bogów", więc przyda się i Kerk, i Rhes, i Clif, i Stan, i nawet Archie.Obawiam się, że Teca też.Bo bez lekarza.- Daj spokój, Jasonie [ Pobierz całość w formacie PDF ]