[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pochyliły się ku sobie jasne czółka; rzekłbyś, trzy główki w jednej aureoli.- Ach, te dzieciaki! - zawołała matka Thénardier.- Jak to się szybko zaprzyjaźnia! Przysiągłbyś, że to trzy siostry.To słowo było iskierką, na którą prawdopodobnie czekała druga matka.Chwyciła Thénardierową za rękę, zajrzała jej głęboko w oczy i powiedziała:- Czy chciałaby pani zaopiekować się moim dzieckiem? Gest zdziwienia, którym odpowiedziała Thénardierową, nie wyrażał ani zgody, ani odmowy.Matka Kozety ciągnęła dalej:- Widzi pani, nie mogę zabrać małej w moje strony.Nie mogłabym pracować; z dzieckiem nie dostanę nigdzie roboty.Ludzie w moich stronach są tacy śmieszni.To Pan Bóg przyprowadził mnie tutaj! Jak zobaczyłam pani małe, takie ładne, takie czyściutkie, takie wesołe, aż mną wstrząsnęło.Powiedziałam sobie: “Muszą mieć dobrą matkę!" Tak! tak! Będą jak trzy siostry.A poza tym, ja niedługo wrócę! Czy zaopiekuje się pani moim dzieckiem?- Trzeba by się zastanowić - odrzekła Thénardierowa.- Będę płacić sześć franków miesięcznie.Tu, z głębi zajazdu, rozległ się męski głos:- Siedem franków co najmniej! I za sześć miesięcy z góry!- Sześć razy siedem - czterdzieści dwa - rzekła Thénardierowa.- Zapłacę - powiedziała matka.- Prócz tego, piętnaście franków na pierwsze wydatki - dodał męski głos.- Razem pięćdziesiąt siedem franków - rzekła Thénardierowa.I wymawiając te cyfry zanuciła półgłosem:“ Tak musi być " - rzekł rycerz raz.- Zapłacę - rzekła matka - mam osiemdziesiąt franków.To, co mi zostanie, wystarczy na podróż w moje strony.Pójdę piechotą.Tam zarobię coś niecoś i jak tylko uzbieram trochę pieniędzy, wrócę po moje najmilsze kochanie!Głos męski ciągnął dalej:- Czy mała ma wyprawkę?- To mój mąż - objaśniła Thénardierowa.- Rozumie się, że ma wyprawkę, biedne maleństwo! Od razu się domyśliłam, że to pani mąż.I to jeszcze jaką wyprawkę! Wspaniałą! Wszystkiego po tuzinie! I sukienki jedwabne, jak prawdziwa dama! Wszystko mam tu, w worku.- Trzeba będzie to zostawić - ciągnął dalej męski głos.- A pewno, że zostawię - odrzekła matka.- To by dopiero było dziwne, żebym moje dziecko zostawiła nagie.Ukazała się twarz oberżysty.- Zgoda - rzekł.Dobito targu.Matka spędziła noc w oberży, dała pieniądze, zostawiła dziecko, związała worek, lekki teraz, bo opróżniony z wyprawki, i wyruszyła następnego dnia rano, licząc na to, że niebawem wróci.Rozstania takie odbywają się spokojnie, ale kryją w sobie ogrom rozpaczy.Sąsiadka Thénardierów spotkała tę matkę na drodze i powiedziała:- Widziałam jakąś kobietę, która płakała na ulicy! Aż serce mi pękało.Kiedy matka Kozety odeszła, mężczyzna odezwał się do żony:- Mam teraz czym zapłacić weksel na sto dziesięć franków; termin przypada jutro.Brakowało mi akurat pięćdziesiąt franków.Czy wiesz, że weksel poszedłby do protestu i miałbym komornika na karku? Dobrą pułapkę zastawiłaś tymi swoimi małymi.- Nie miałam tego nawet na myśli - odparła żona.IIPobieżny szkic dwóch podejrzanych postaciMyszka złapana w pułapkę była bardzo nędzna; ale kat rad jest i chudej myszy.Kimże byli Thénardierowie?Powiedzmy o nich od razu kilka słów.Później dopełnimy obrazu.Ci ludzie należeli do owej mieszanej klasy społecznej, składającej się ze zbogaconych prostaków i zdeklasowanych inteligentów, którą trzeba umieścić między tak zwaną klasą średnią a niższą i która łączy prawie wszystkie wady pierwszej z niektórymi przywarami drugiej, nie mając wszakże ani szlachetnych porywów robotnika, ani uczciwej rządności mieszczanina.Były to natury skarlałe, które, jeśli je przypadkowo ogarnie jakiś ciemny płomień, łatwo stają się potworami.Kobieta była w gruncie rzeczy chamką, mąż jej miał wszelkie zadatki na łotra.Oboje byli w najwyższym stopniu podatni na oddziaływanie tego zdegenerowanego postępu, który odbywa się w kierunku zła.Istnieją dusze - raki ciążące zawsze ku ciemności, cofające się raczej niż kroczące naprzód; korzystają one z nabytego doświadczenia, by jeszcze powiększyć swoje ułomności; z dnia na dzień stają się gorsze i coraz bardziej pełne narastającego wciąż mroku.Ten mężczyzna i ta kobieta mieli właśnie takie dusze.Zwłaszcza Thénardier mógł wprowadzić w zakłopotanie fizjonomistę.Na pewnych ludzi dość spojrzeć, aby poczuć do nich nieufność; spowijają ich ciemności.Za nimi - niepokój, przed nimi - groźba.Jest w nich nieznane.Nie można ręczyć za to, co zrobili, ani za to, co zrobić mogą.Mrok, który jest w ich spojrzeniu, zdradza ich.Wystarczy, by powiedzieli jedno słowo, by zrobili jeden gest, a już się wyczuwa, że przeszłość ich ma ciemne tajemnice, a przyszłość pełna jest ciemnych niespodzianek.Thénardier - jeśli można wierzyć jego słowom - był niegdyś żołnierzem; sierżantem jak twierdził.Prawdopodobnie odbył kampanię 1815 roku; rzekomo bił się nawet dosyć dzielnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]