[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jesteś wystarczająco urodziwa.Reena uśmiechnęła się.- Nie miałabym nic przeciwko temu, aby przespać się z nim gdzieś na Lodowej Górze - powiedziała.- Jeśli miałoby to uwolnić nas z kłopotów, zaoferowałabym mu najwspanialszą przejażdżkę jego długiego życia.Ale taki czarownik.- Nie on.Jest jedynie wysłannikiem mściciela.- Och!Zaczerwieniła się nagle.Następnie potrząsnęła głową.- Nie przypuszczam, aby ktokolwiek, kto przebył tak długą podróż, mógł zrezygnować z zamierzonego celu na rzecz chwili spędzonej z kobietą i mojego niekwestionowanego uroku.Nie mówiąc już o karze za niepowodzenie.Nie.Znów pomijasz problem najważniejszy.Masz tylko jedno wyjście, wiesz o tym.Opuścił wzrok i dotknął palcami pierścienia na łańcuchu.- Ten drugi - powiedział.- Gdybym miał nad nim władzę, skończyłyby się nasze problemy.Jak zahipnotyzowany wpatrywał się w pierścień.- Dobrze - odrzekła.- To jedyna prawdziwa szansa.- Wiesz, czego się obawiam.- Tak.Też się tego boję.-.że może się nie udać - że ten drugi zdobędzie władzę nade mną!- Tak czy inaczej, nadszedł twój kres.Pamiętaj tylko, jeden sposób jest pewny.Drugi.Szansa wciąż istnieje.- Zgadza się - rzekł odwracając od niej wzrok.- Ale nie wiesz, jakie to straszne!- Domyślam się.- Ale nie musisz sama przez to przechodzić!- Ja nie doprowadziłem do tej sytuacji.Popatrzył na nią z furią.- Mam już dosyć słuchania zapewnień o twojej niewinności, tylko dlatego, że ten drugi nie jest istotą taką jak ty! Najpierw przyszedłem do ciebie i przedstawiłem ci moją propozycję! Czy spróbowałeś mnie od tego odwieść? Nie! Widziałeś płynące z tego korzyści dla nas obojga! Towarzyszyłaś mi we wszystkich mych poczynaniach!Przykryła usta koniuszkami palców i delikatnie ziewnęła.- Braciszku - odezwała się.- Myślę, że masz rację.To niczego nie zmieni, prawda? Niczego, co musi być zrobione?.Zazgrzytał zębami i odwrócił się.- Nie zrobię tego.Nie mogę!- Poczujesz się inaczej, gdy on zapuka do drzwi.- Istnieje wiele sposobów uporania się z jednym człowiekiem; nawet jeśli jest sprawnym rycerzem!- Ale czy nie rozumiesz? Nawet jeśli wygrasz, odwlekasz jedynie decyzję nie rozwiązując problemu.- Potrzebuję czasu.Może znajdę jakiś sposób, by zdobyć nad nim przewagę.Twarz Reeny złagodniała.- Naprawdę w to wierzysz?- Przypuszczam, że wszystko jest możliwe.Westchnęła i podniosła się.Ruszyła w jego kierunku.- Ridley, oszukujesz sam siebie - stwierdziła.- Nigdy nie będziesz silniejszy niż teraz.- To kłamstwo! - wrzasnął ruszając z miejsca.- Kłamstwo!W komnacie rozległ się ponowny krzyk.Zwierciadło powtórzyło swe posłanie.- Powstrzymaj go! Musimy go powstrzymać! Potem będę się martwił o tego drugiego!Odwrócił się i wybiegł z pokoju.Reena opuściła podniesione dłonie i powróciła do stołu, by dokończyć wino.Kominek wzdychał nadal.Black dokończył zaklęcia.Przez krótką chwilę pozostali w bezruchu.- Czy to wszystko? - spytał Dilvish.- Tak.Jesteś teraz chroniony na drugim poziomie.- Czuję się tak samo.- Bo tak powinieneś się czuć.- Czy jest coś, co powinienem zrobić, aby w razie potrzeby wezwać ochronę?- Nie, to działa automatycznie.Ale niech to nie odwodzi cię od stosowania zwykłej ostrożności w zetknięciu z magią.Każdy system ma swoje słabości.Ale to było najlepsze, co mogłem zrobić w tak krótkim czasie.Dilvish kiwnął głową i podniósł wzrok na Lodową Wieżę.Black również uniósł łeb i spojrzał w tym kierunku.- Przypuszczam zatem, iż przygotowania zostały zakończone - powiedział Dilvish.- Na to wygląda.Jesteś gotowy?- Tak.Black ruszył naprzód.Dilvish zerknął w dół i dostrzegł, że jego kopyta wydawały się teraz szersze, bardziej płaskie.Chciał o to zapytać, ale gdy nabierali prędkości, poczuł powiew wiatru i postanowił oszczędzać oddech.Śnieg kłuł go w policzki i dłonie.Zmrużył oczy i jeszcze bardziej pochylił się do przodu.Nadal pędzili po równym terenie.Stopniowo Black nabierał prędkości.Kiedy jego kopyto uderzyło w jakiś kamień, rozległ się dźwięk przypominający uderzenie dzwonu.Wkrótce gnali szybciej od wszystkich innych koni.Wszystko po obu stronach stawało się śnieżną plamą.Dilvish, chroniąc twarz i oczy, starał się nie patrzeć przed siebie.Poprawił się w siodle i pomyślał o drodze, którą przebył.Wydostał się z samego Piekła, po dwóch wiekach wielkich cierpień.Większość ludzi, których znał wcześniej, już nie żyła, a i świat się nieco zmienił.Ale ten, który skazał go na banicję, rzucając nań przekleństwo, pozostał.Stary czarownik Jelerak.Od czasu swego powrotu przez długie miesiące próbował trafić na jego ślad.Pod murami Portaroy wypełnił swój stary obowiązek.Teraz, jak sam siebie przekonywał, żył jedynie zemstą.A ta, ta Lodowa Wieża, jedna z siedmiu twierdz Jeleraka, była najbliżej.Tu mógł spotkać swego wroga.Z Piekła wyniósł kolekcję Najstraszliwszych Formuł; zaklęć o tak śmiertelnej mocy, że stawały się niebezpieczne nie tylko dla ofiary, ale i dla tego, kto je wypowiadał.Działały jednak bez zarzutu.Od swego powrotu tylko raz skorzystał z takiej formuły.Dzięki niej udało mu się zrównać z ziemią cale miasteczko.Teraz uderzały w niego lodowate podmuchy wiatru, ale wzdrygnął się na wspomnienie tamtego dnia na szczycie wzgórza.Brak równowagi świadczył o tym, że Black dotarł już do zbocza i zaczął wspinać się pod górę.Wiatr ryczał straszliwie [ Pobierz całość w formacie PDF ]