[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skulona weszÅ‚a do Å›rodkai doÅ‚Ä…czyÅ‚a do Devereau, który patrzyÅ‚ przez szparÄ™ ostrzaÅ‚owÄ… na angiel-skiego oficera i jego biaÅ‚Ä… flagÄ™.- PowinniÅ›cie siÄ™ poddać - wyszeptaÅ‚a.- UdaÅ‚o siÄ™!- Wasz wehikuÅ‚? - SpojrzaÅ‚ na niÄ… niepewnie.- ZadziaÅ‚aÅ‚? UdaÅ‚o siÄ™ prze-transportować Lincolna do wÅ‚aÅ›ciwego czasu?- Tak!- Dalszy rozlew krwi jest naprawdÄ™ niepotrzebny! - krzyknÄ…Å‚ angielski ofi-cer.- Kiedy zmieni siÄ™ rzeczywistość? - wyszeptaÅ‚ Devereau.Maddy bezradnie potrzÄ…snęła gÅ‚owÄ….- Wkrótce.nie jestem w stanie przewidzieć, kiedy dokÅ‚adnie.Na pewnoniedÅ‚ugo.- SÄ… tam u was jacyÅ› ranni żoÅ‚nierze?! - krzyknÄ…Å‚ angielski oficer.- Zapew-niam was, że należycie siÄ™ nimi zajmiemy! Wszystkich poborowych, mÅ‚od-szych oficerów, podoficerów.potraktujemy humanitarnie, jak jeÅ„ców wo-jennych.Macie moje sÅ‚owo!- Na miÅ‚ość boskÄ…! Na co czekacie? - pytaÅ‚a Maddy.Wainwright jÄ™knÄ…Å‚ cicho.- Williamie.powinniÅ›my puÅ›cić naszych chÅ‚opców.Devereau przyÅ‚ożyÅ‚ rÄ™ce do ust.- Konfederatów potraktujecie tak samo jak żoÅ‚nierzy Unii?Pauza.- Macie moje sÅ‚owo.żaden poborowy ani żaden mÅ‚odszy oficer nie zosta-nie postawiony przed sÄ…dem wojskowym.Wszyscy uzyskajÄ… status jeÅ„cówwojennych!- SÅ‚yszaÅ‚eÅ›? - Devereau odwróciÅ‚ siÄ™ do Wainwrighta.Wainwright pokiwaÅ‚ gÅ‚owÄ….UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™.- Czyli tylko my dwaj staniemy przed plutonem egzekucyjnym.- To lepsza wiadomość niż siÄ™ spodziewaliÅ›my.- SkinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…, z wdziÄ™cz-noÅ›ciÄ… akceptujÄ…c propozycjÄ™.- Ale.- Po kolei spojrzaÅ‚a na obu mężczyzn.- Ale to zajmie dni.tygodnie?Prawda? PrzesÅ‚uchanie? SÄ…d wojskowy? Trzeba czasu, żeby to wszystkozorganizować.A nowa rzeczywistość nadchodzi, macie na to moje sÅ‚owo.Może nadpÅ‚ynąć w każdej chwili.Za pięć minut, pięć godzin.%7Å‚oÅ‚nierze Å›ciÅ›niÄ™ci w maÅ‚ym gniezdzie artyleryjskim patrzyli na tÄ™ wy-mianÄ™ zdaÅ„ z niedowierzaniem.- Albo nigdy.- Devereau wzruszyÅ‚ ramionami.- To też możliwe, prawda?- Nie.- PotrzÄ…snęła gÅ‚owÄ….- ObiecujÄ™ wam, wszystko ulegnie zmianie!- Wychodzcie, panowie! - krzyknÄ…Å‚ oficer.- Ostatni raz sÅ‚yszycie tak Å‚a-godne warunki!- Poddajcie siÄ™! - bÅ‚agaÅ‚a.- ProszÄ™.po prostu to zróbcie.Poddajcie siÄ™! Jużwszystko gra, wszystko siÄ™ naprawi, obiecujÄ™!- Mam jeszcze jedno pytanie.- SÅ‚ucham?- Gdybym polegÅ‚ w tej bitwie, czy nowa rzeczywistość i tak stworzyÅ‚abynowego mnie?- Tak, oczywiÅ›cie.Devereau zerknÄ…Å‚ na Wainwrighta; mężczyzni uÅ›miechnÄ™li siÄ™ w cichymporozumieniu.OdwróciÅ‚ siÄ™ do otworu strzelniczego i ponownie przyÅ‚ożylirÄ™ce do ust.- Dobra.WygraÅ‚aÅ›.Wychodzimy.Poddajemy siÄ™!dROZDZIAA 90Nowy Jork rok 2001 Cholera!.Maddy zerknęła przez ramiÄ™ na ceglany garb bazy. MuszÄ™ tam być! MuszÄ™ siÄ™ dostać do Å›rodka!.Tak jak jej kazano, zaÅ‚ożyÅ‚a rÄ™ce za gÅ‚owÄ™ i podreptaÅ‚a wzdÅ‚uż zabÅ‚oco-nego okopu razem z innymi jeÅ„cami.Anglicy stali na workach z piaskiem poobu stronach transzei, patrzÄ…c z góry na pokonanych obroÅ„ców.UtkwiÅ‚awzrok w plecach idÄ…cego przed niÄ… mężczyzny, bojÄ…c siÄ™ spojrzeć w górÄ™,nie chcÄ…c spotkać siÄ™ wzrokiem z którymkolwiek z żoÅ‚nierzy.Jeszcze razzerknęła jednak przez ramiÄ™. MuszÄ™ być w Å›rodku, kiedy nadejdzie fala!.Gdy fala przypÅ‚ynie, o ile to w ogóle nastÄ…pi, to stojÄ…c tutaj, poza zasiÄ™giembezpiecznego pola mocy, niemal na pewno.zleje siÄ™ z pokÅ‚adem nowo ufor-mowanej ziemi lub zostanie w obrzydliwy i Å›miertelny sposób przyspa-wana do ceglanej Å›ciany, kontenera na Å›mieci albo czegoÅ› innego.%7Å‚oÅ‚nierze wychodzili z okopu trzydzieÅ›ci metrów dalej, w miejscu, gdziekilka worków z piaskiem spadÅ‚o na dno, tworzÄ…c maÅ‚y podest.Lekarze i sa-nitariusze z angielskiego puÅ‚ku pomagali rannym wydostać siÄ™ na zewnÄ…trz.Maddy ujęła podanÄ… dÅ‚oÅ„, która przeciÄ…gnęła jÄ… nad krawÄ™dziÄ… transzei.Zgaszonym gÅ‚osem wymamrotaÅ‚a dziÄ™kujÄ™.Na niebie unosiÅ‚y siÄ™ potężne statki powietrzne, z których dzisiaj rano wy-siadÅ‚o na Manhattanie kilka oddziałów wojska.Przyczepione do podbrzu-szy reflektory migotaÅ‚y nad pustkowiem, zalewajÄ…c je taÅ„czÄ…cymi promie-niami iskrzÄ…cej siÄ™ bieli.SÅ‚yszaÅ‚a rytmiczny warkot starego, rozpadajÄ…cego siÄ™ czoÅ‚gu, który mimoupÅ‚ywu lat wciąż pozostawaÅ‚ sprawny, charkot i rzężenie silnika byÅ‚o terazjedynym dzwiÄ™kiem rozbrzmiewajÄ…cym ponad pogrążonym w Å›miertelnejciszy polem walki.Poprzecinane kraterami pustkowie przykryÅ‚y ciaÅ‚a.PomiÄ™dzy drgajÄ…cyminieznacznie zwÅ‚okami krzÄ…tali siÄ™ sanitariusze, wypatrujÄ…c rannych, któ-rych uda siÄ™ jeszcze odratować.To tu, to tam rozlegaÅ‚ siÄ™ trzask wystrzaÅ‚u.Akt litoÅ›ci dla żoÅ‚nierzy, których nie da siÄ™ już ocalić.Od jakiegoÅ› już czasu nie widziaÅ‚a Beki.Od momentu, gdy sonda gÄ™stoÅ›ciwykryÅ‚a Liama i pozostaÅ‚ych.Kiedy to byÅ‚o? Dziesięć minut temu? Pół go-dziny? ZrozumiaÅ‚a, że szok przytÄ™piÅ‚ jej zmysÅ‚y, zaburzyÅ‚ percepcjÄ™.CzuÅ‚asiÄ™, jakby grzÄ™zÅ‚a w materii snu.- Beki - szepnęła do siebie.Wypowiedzenie jej imienia na gÅ‚os wyzwoliÅ‚ow niej uczucie, o które nigdy siÄ™ nie podejrzewaÅ‚a.TroskÄ™.Zawsze w duchupodÅ›miewaÅ‚a siÄ™ z przywiÄ…zania Liama do Boba i Beki.a teraz, proszÄ™ -czuje dokÅ‚adnie to samo.Boi siÄ™, że zaraz znajdzie martwe ciaÅ‚o Beki roz-ciÄ…gniÄ™te na ziemi.sðKapitan McManus patrzyÅ‚ uważnie na obu amerykaÅ„skich oficerów, któ-rzy siedzieli obok siebie, opierajÄ…c siÄ™ o szaniec i worki z piaskiem tworzÄ…ceÅ›cianÄ™ bunkra.PrzyklÄ™knÄ…Å‚ tuż przed niskim wejÅ›ciem do budynku.Powoli pokiwaÅ‚ gÅ‚owÄ….- Zgoda - powiedziaÅ‚ w koÅ„cu.- JeÅ›li tego sobie panowie życzÄ….PuÅ‚kownik Unii posÅ‚aÅ‚ mu ponury uÅ›miech.- Tego sobie życzymy, kapitanie.McManus wydÄ…Å‚ usta, po raz ostatni skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… i wstaÅ‚.OczywiÅ›cie mieliracjÄ™.%7Å‚aden z nich nie uniknie plutonu egzekucyjnego.WywoÅ‚ali przecież bunt.Rozstrzela siÄ™ ich i upokorzy dla przykÅ‚adu.Tylko w ten sposób mogÄ… uniknąć kilku godzin przeciÄ…gajÄ…cej siÄ™ w nie-skoÅ„czoność mÄ™czarni czekania i oszczÄ™dzić sobie haÅ„by zwiÄ…zanej z odar-ciem ich mundurów z odznaczeÅ„ i oficerskich gwiazdek, zanim o Å›wicie zo-stanÄ… wyprowadzeni na plac egzekucji.ZasalutowaÅ‚, po czym odszedÅ‚ od wejÅ›cia, żeby zapewnić im odrobinÄ™ pry-watnoÅ›ci.ZauważyÅ‚ miÄ™kkie, bladoniebieskie Å›wiatÅ‚o sÄ…czÄ…ce siÄ™ przez pod-ciÄ…gniÄ™tÄ… do poÅ‚owy, metalowÄ… roletÄ™ po prawej stronie.PodszedÅ‚ do drzwii schyliÅ‚ siÄ™, żeby zajrzeć do wnÄ™trza budowli.ZobaczyÅ‚ popÄ™kanÄ…, nierównÄ… betonowÄ… podÅ‚ogÄ™, na której leżaÅ‚o kilka-naÅ›cie Å›miertelnie rannych buntowników.Wielu z nich, to oczywiste, niepożyje dÅ‚ugo.Kilku już byÅ‚o martwych.PostanowiÅ‚, że przyÅ›le tu sanitariu-sza jak tylko jakiÅ› siÄ™ zwolni.WestchnÄ…Å‚ na widok odrażajÄ…cego nieÅ‚adu i kruchych ludzkich ciaÅ‚ zamie-nionych w zwaÅ‚y miÄ™sa [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]