[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nawet jednego?- Na wet jednego.- A jak, jeśli można wiedzieć, godność pani? - Łukasz nie przestał się uśmiechać, a Rysiek ostentacyjnie wyciągnął zza pleców listę mieszkańców i zawiesił nad nią dłoń z długopisem.Kobieta dopiero teraz zauważyła opaski na rękach chłopaków.Jej twarz w jednej chwili przybrała wyraz uległej pokory.- Poczekaj.chwileczkę kochany.My jesteśmy prości ludzie; przepraszam, że nie zaprosiłam panów do środka, ale różni chodzą teraz po domach - łańcuch przy zamku zazgrzytał sucho i drzwi otworzyły się gościnnie na oścież.- Proszę, niech panowie wejdą.Przepraszam, że nie posprzątane, ale nie spodziewałam się.Proszę.W mrocznym przedpokoju unosiły się nieświeże, kuchenne zapachy.- No więc, jak będzie z tymi noclegami? - Łukasz zajrzał do bocznego pokoju, w którym na podłodze bawiły się jakieś dzieci.- Panowie; tutaj ciasno, nie ma łazienki, ciepłej wody.- Nie szkodzi.Pielgrzymi przywykli do niewygód, dla nich nie będzie to kłopotem.- Panowie są z naszej parafii, prawda? Podobno proboszcz zbiera na nowe witraże.My jesteśmy biedni ludzie, ale dobrzy parafianie - kobieta wyciągnęła z kieszeni zmięty plik pieniędzy i wcisnęła go w dłoń Łukasza.- To na te witraże.Łukasz na pierwszy rzut oka ocenił datek na jakieś pięćdziesiąt nowych złotych.- Ale to będzie duży witraż - zauważył.Kobieta bez słowa dodała dziesiątkę.Zainkasował całą sumę, a potem uśmiechnął się szeroko.- Ma pani rację; trzeba rozumieć ciężką sytuację parafian.Zostańcie z Bogiem.- Z Bogiem - odpowiedziała kobieta.Gdy drzwi zamknęły się za ich plecami, wyciągnął pieniądze, przeliczył dokładnie, a następnie podzielił na pół.- Trzymaj, to dla ciebie: po trzy dychy na twarz - podał koledze jego część.- Nieźle jak na początek - Rysiek chuchnął w pięść, a pieniądze schował do kieszonki swej koszuli.Uwinęli się szybko.Po dwudziestu minutach mieli piętnaście miejsc dla pielgrzymów i po dwieście złotych w garści.- Jeszcze dwie kamienice i załatwione — Rysiek zatarł ręce, gdy wyszli z ostatniego mieszkania.Praktycznie byli na poddaszu, lecz wyślizgane schody prowadziły jeszcze wyżej.- Ciekawe co tam jest - Łukasz wszedł prawie do połowy ich wysokości.- Pewnie strych.chodźmy stąd.- Nie; tu są drzwi do mieszkania.Weszli na górę.Tam w środku ktoś musiał pracować, bo słychać było nierównomierne stukanie maszyny do pisania.Łukasz załomotał w drzwi.Stukanie ucichło.- Kto? - to był głos dziewczyny.- Posłańcy z Jeruzalem - roześmiał się Łukasz, szturchając kolegę pod żebro.Rysiek parsknął śmiechem.- Mieliście przyjść dopiero wieczorem.Stało się coś? - wysoka dziewczyna otworzyła im, po czym nie czekając na wyjaśnienia, odwróciła się i poszła do pokoju.Zdezorientowani ministranci popatrzyli po sobie, nie rozumiejąc sytuacji.Znów rozległo się stukanie maszyny.Pierwszy z osłupienia otrząsnął się Rysiek.- Wchodź! - wskazał ruchem głowy wnętrze mieszkania i wepchnął tam Łukasza.- Jeżeli jesteście głodni, to w kuchni jest jeszcze trochę kawy i jakieś kanapki - dziewczyna przerwała na chwilę pisanie.- Możecie też otworzyć konserwę, ale jeśli poczekacie chwilę, aż skończę, to zrobi wam coś lepszego.- Nie, dziękujemy, nie trzeba - Łukasz podszedł do drzwi pokoju, rozglądając się wokół ostrożnie.Duże pomieszczenie było prawie puste, jeśli nie liczyć gąszczu kabli zaścielających podłogę, sporej liczby statywów i reflektorów oraz walających się wszędzie książek.Pomalowane na biało mieszkanie pełniło rolę klubu, fotograficznego atelier i małej biblioteki.Dziewczyna siedziała przy oknie, a cały stół zarzucony był luźnymi kartkami zadrukowanego papieru.Niektóre, zmięte arkusze walały się po podłodze obok jej krzesła.Pracowała w skupieniu, nie odwracając się w stronę drzwi, nawet gdy ministranci omal nie przewrócili stojaka z projektorem filmowym.Łukasz.wyciągnął z półki jakąś pierwszą lepszą książkę i przekartkował ją machinalnie.- O rany, Feuerbach! - wyrwało mu się, gdy zobaczył tytuł [ Pobierz całość w formacie PDF ]