RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miej­sce było zapchane sobotnimi kupującymi w różnym wieku.Gliniarz przesuwał wzrokiem po młodych chło­pięcych twarzach, niecierpliwie szukając tej znajomej.Zbliżył się do dzieciaków obok pizzerii Perry'ego na drugim piętrze i pokazał im fotografię.Tylko wzruszyli ramionami.Wypatrzył strażnika przyglądającego mu się z ciekawością.Austin rozważył możliwe rozwiązania i podszedł do mężczyzny.Pokazał mu zdjęcie i prosił o wypatrywanie chłopca.W pasażu John bez reszty był pochłonięty gwałtowną bitwą.Właśnie osiągał świetny rezultat w “Missile Command”.Zręcznie sparował wysyłane przez ICBMy wro­gie MIRVy.głowice bojowe poleciały strumieniem.trzy, cztery, nie - pięć od razu.John uderzał w klawisze tak szybko, jak tylko potrafił, ale to było wszystko, czego mógł dokonać.Świat wybuchając zamienił się w białą, gorącą chmurę.Gra skończona.Pojawił się wynik.Był w górnej strefie rezultatów, ale i tak John przegrał wojnę.Znudzony, ociężale odszedł od gry szukając innej.Za oknem pojawił się policjant Austin.Jego oczy spoczęły na miejscu, które John przed chwilą opuścił.aby zmieszać się z tłumem.Gliniarz szedł dalej, niewidoczny dzięki dużej liczbie ludzi.John zatrzymał się obok symulatora gry “Afterburner”.Sprawdził, czy ma w kieszeni żetony.Całkiem dużo.Wśliznął się do kokpitu.Terminator kroczył pomiędzy kupującymi jak Paul Bunyon przez las, przenosząc skrzynkę róż o długich łodygach jak jakiś pełen nadziei facet na namiętnej randce.Poruszał się metodycznie, wiedząc, że cel jest blisko.Twarz za twarzą była detalicznie sprawdzana.Nie zabrzmiał żaden dzwonek alarmowy.Ale wcześniej czy później.Tymczasem Austin doszedł do końca drogi dla pie­szych.Nadal szukał pobieżnie, sprawdzając wszystkie piętra domu towarowego.Żadnego Johna Connora nie było.Zawrócił, żeby oszacować swoją trasę wpatrując się we fronty pięter: stoisko z hot-dogami, sklep z buta­mi, salon z pizzą, stoisko tytoniowe, księgarnia, galeria z grami video, restauracja rybna.Wrócił ponownie do galerii z grami video.Tuzin dzieciaków wygłupiało się przed wejściem, na próżno próbując wywrzeć jakieś wrażenie na innych.Coraz więcej ludzi wchodziło i wychodziło.Austin zdecydował się staranniej przeczesać pasaż.Wszedł w labirynt rozmawiających, zaaferowanych młodych ludzi.W drugim końcu hali John zestrzeliwał MiG-i lecące z prędkością 2 machów.Tim zbliżył się do niego i, starając się zrobić to spokojnie, klepnął go po ramieniu.Tyko częściowo to mu się udało.W jego głosie wyczuwało się panikę:- Jakiś gliniarz za tobą węszy, stary.- W porządku - powiedział John, lekceważąco wzruszając ramionami.- Naprawdę, człowieku, popatrz!John wiedział, że to bzdury, ale wyjrzał zza “Afterburnera”.Wysoki, szczupły policjant w mundurze pokazy­wał fotografię grupie dzieciaków.Niektóre z nich robiły niezadowolone miny gapiąc się na nią.Jedno z nich wskazało w jego stronę.Dostał kopa adrenaliny w serce.Gdy policjant spojrzał, pochylił się i wyczołgał z drugiej strony.Instynktownie cofając się, skierował się ku tyłom pasażu.Jedną z pierwszych lekcji, jakie dała mu matka, było to, że gliny przynoszą złe wieści.Austin zauważył Johna poruszającego się wzdłuż ma­szyn.Gwałtownie pospieszył za nim.John obejrzał się przez ramię i zobaczył, że jego najgorsze sny się spraw­dzają.Gliniarz przepychał się przez tłum.Chłopak przy­spieszył, obiegając niskiego grubasa.Gliniarz był tuż za nim, wywracając grubasa na podłogę.John nie potrze­bował większej zachęty - zerwał się do śmiertelnej go­nitwy.Policjant biegł za nim.Dzieci rozprysnęły się jak pchełki, gdy Austin wparował między nie.John pędził przez biura i zaplecza na tyłach pasażu, odskakując przed pomocnikiem kierow­nika i wypadając przez drzwi pożarowe do korytarza dla obsługi.Długi, niedoświetlony tunel prowadził prosto do garażu.Gdyby tylko mógł się tam dostać.Serce waliło mu jak młotem.Biegł szaleńczo do odległych drzwi.Był w połowie drogi, gdy nagle w zasięgu jego wzroku pojawił się Terminator.John momentalnie rozpoznał jego twarz.Widział go na wycinkach z gazet, które pokazywała mu matka.To był ten facet.Szalony facet, który rozwalił komisariat.Ten, którego jego matka uważała za Terminatora.Stał teraz tutaj.Nie było co do tego wątpliwości.John desperacko próbował się zatrzymać, żeby nie wpaść na obcego.Cel został osiągnięty.Chłodna, czarna stal broni pojawiła się, gdy otworzył pudełko rozsypując róże na podłogę.But Terminatora zgniótł kwiaty, kiedy ruszył do przodu podnosząc lufę broni.Opętany strachem John zrozumiał, że dostał się w pułapkę.W wąskiej części korytarza stał się celem jak w grze video.A ten szalony klient zamierza go zabić.Terminator beznamiętnie wprowadził nabój do komo­ry, tak płynnie, jakby to robił miliony razy.Na zewnątrz słychać było jakiś łomot.Czas znowu przyspieszył, gdy John zatrzymał się i zaczął uciekać w przeciwną stronę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl