[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Vivi, która była impulsywna, na pewno zaczęłaby się cackać z Dianą ipytać ją, czy wszystko w porządku.I kiedyś Lily zrobiłaby tak samo.Aledzisiaj się powstrzymała.Wychowała się w cieniu wielkiej rezydencji i nauczyła jeszcze jakomały brzdąc, że ludzie w wielkich rezydencjach są inni.- Wyjątkowi - mawiała jej matka, kiedy siedziała i psuła wzrok,naprawiając koronki dla lady Irene.- Czyż to nie197śliczne, Lily? Dotknij tylko.Nie czułabyś się jak księżniczka, gdybyśmogła coś takiego nosić?Dlaczego pieniądze, ziemia i delikatne koronki czyniły ich innymi?Czyż wszyscy nie byli takimi samymi dziećmi Boga?Tutaj, w Londynie, nie była córką Toma i Mary Kennedych, któradobrze się spisywała jako pokojówka jaśnie pani.Tutaj była taka sama jakjaśnie pani Diana: przyszła pielęgniarka.Nie miała zamiaru zaczynaćrozmowy ani przepraszać za warunki mieszkaniowe tej dziewczyny wtweedowej garsonce, perłach na szyi i futrzanym kołnierzu.Jaśnie paniDiana najpewniej odrzuciłaby do tyłu swe nieprawdopodobnie jasnewłosy i zlekceważyła Lily: lekceważenie osób o niższej pozycji było bezwątpienia czymś, w czym miała duże doświadczenie.Wcześniej Diana zachowała chłodne milczenie, kiedy dziewczętapowitała surowa Siostra Jones.- Pobudka o szóstej, śniadanie szósta dwadzieścia, a o siódmej naoddziale - odczytała spokojnie Siostra Jones.- W pomieszczeniach wpiwnicy będą się odbywać wykłady ze szkolenia wstępnego i jutrootrzymacie rozkład zajęć.Przez pierwsze dwa miesiące będzieciepracować do ósmej wieczorem z jednym dniem wolnym raz na dwatygodnie.Od uczennic oczekuje się, że będą w bursie przed dziesiątą,kiedy to zamykane są drzwi.Pózniejszy powrót jest możliwy zapozwoleniem Siostry Przełożonej, ale wyłącznie w przypadkuwyjątkowych okazji: wtedy będzie wam wolno pozostać poza bursą dojedenastej.Nie wolno zapraszać gości.Zrozumiano?- Tak, Siostro - mruknęły zgodnie.Następnie odczytano przydziały do poszczególnych pokoi.Lily iDiana w milczeniu weszły po schodach, niosąc swoje torby i od tamtejpory Diana nie odezwała się ani słowem.Jak sobie chce, pomyślała z irytacją Lily.198Wstała i zdjęła swój bardzo prosty płaszcz z wełny czesankowej, którynigdy nie układał się na niej tak, jak garsonka Diany, nawet kiedy byłnowy.A daleko mu było do nowości.Lily kupiła go trzy lata temu wsklepie tekstylnym Quilian w Tamarin, co samo w sobie wydawało jej sięaktem niezależności, jako że wcześniej kupowała odzież pod nadzoremmatki w sklepie McGarry.Czuła zadowolenie za każdym razem, gdywidziała ten płaszcz, zadowolenie z tego symbolu dorosłości i ze swegopierwszego zakupu, wybranego przez siebie i zapłaconego własnymipieniędzmi.Ale teraz, w sąsiedztwie olśniewającej Diany w cudownieskrojonym tweedzie, czuła się w nim gamoniowata i brzydka.Powiesiła płaszcz i zaczęła rozpakowywać swą małą walizkę.Kiedy Diana odezwała się cichym, pełnym wahania głosem, Lily byłatak zaskoczona, że aż podskoczyła.- Jestem Diana Belton.Strasznie mi przykro, że wcześniej niezostałyśmy sobie należycie przedstawione.Pewnie uważasz mnie zawyjątkowego gbura, ale czuję się tu bardzo nieswojo.Diana w formalny sposób wyciągnęła rękę, nadal odzianą wzamszową rękawiczkę.- Lily Kennedy - powiedziała Lily, sztywno także wyciągając dłoń.- Jesteś z Irlandii! Och, uwielbiam Irlandię, wspaniałe polowania.Polujesz?- Nie - odparła spokojnie Lily.- Nie, przepraszam, oczywiście, że nie - mruknęła Diana.- Dlaczego oczywiście"? - zapytała ostro Lily.- Dlaczego niepowinnam polować?Siedziała raz na koniu do polowań lady Irenę, olbrzymim dereszu oimieniu Abu Simbel.Przejechała się na nim tylko wokół dziedzińca, a itak przez cały czas sztywna była z przerażenia.Bóg jeden wiedział, jakludzie potrafili prze-199skakiwać na koniach nad krzakami i rowami, galopując dziko zajakimś biednym lisem.Ją to przerastało.- Obraziłam cię.- Diana przyłożyła dłonie do swych idealnieczerwonych ust.- Tak bardzo cię przepraszam.- I rozpłakała się.- Musimi się tutaj udać.Mój ojciec mówi, że zachowuję się jak niemądredziecko i że się bardzo na mnie gniewa.Nie potrafi zrozumieć, dlaczegonie zostałam w domu i nie poszłam do Pomocniczej Służby Wojskowej,mówi, że obetnie mi kieszonkowe i, och, różne straszne rzeczy, więcmuszę to zrobić.Muszę tu wytrzymać.Tego właśnie chcę, zrobić coś zeswoim życiem.Lily usiadła obok Diany.Przekonała się, że są niemal równegowzrostu i postury.Diana miała wąskie biodra, długie nogi i całkiem sporybiust, dokładnie tak, jak ona [ Pobierz całość w formacie PDF ]