RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Któż inny może sądzić i osądzić człowieka, który przez wieki zdradzał całe królestwo?- Najwyższy.- W imieniu Najwyższego.- Naznaczony Gwiazdkami? Człowiek, który sam zdobył swoją moc na Ghisteslwchlohmie, bo nikt, na­wet Najwyższy, nie udzielił mu pomocy? On jest zgorzk­niały, samowystarczalny, a swoją działalnością kwestio­nuje nawet niesprecyzowane ograniczenia nałożone na sztukę rozwiązywania zagadek.Wątpię jednak, by zda­wał sobie z tego sprawę, bo gdziekolwiek spojrzy, wi­dzi Detha.Jego przeznaczeniem jest rozwiązywanie zagadek.Nie ich niszczenie.Raederle odprężyła się.- Powiedziałeś mu to? - zapytała.- Próbowałem.- Spełniłeś jego prośbę.Deth mówił mi, że twoje wil­ki przegnały go z Osterlandu.- Nie miałem życzenia widzieć na swojej ziemi choć­by śladu jego stopy.- Har urwał; z jego głosu zniknę­ła szorstkość.- Spotkawszy Naznaczonego Gwiazdka­mi, przekazałem mu znamię ze swoich dłoni.Niewie­le mówił o Dethu i o Ghisteslwchlohmie, ale to, co powiedział.wystarczyło.Później, kiedy zacząłem zdawać sobie sprawę, co robi, jak bardzo wyrósł po­nad dawnego siebie, przytłoczyły mnie implikacje je­go poczynań.Zawsze był taki uparty.- Czy wraca do Caithnard?- Nie.Poprosił mnie, bym zaniósł jego opowieść i zagadki Mistrzom, którzy w swojej mądrości zade­cydują, czy królestwo potrafi znieść prawdę o tym, który tak długo mienił się Najwyższym.- To dlatego zamknęliście uniwersytet? - zwróciła się Raederle do Mistrza Tela i ten skinął głową.Po raz pierwszy dostrzegła w jego oczach znużenie.- Jak możemy nazywać teraz siebie Mistrzami? - po­wiedział.- Zamknęliśmy się w sobie nie z przerażenia, lecz z potrzeby przekonstruowania schematów, które nazywaliśmy prawdą.Jeśli w samej materii królestwa, w jego założeniu, jego historii, legendach, wojnach, poe­zji, w jego zagadkach leży odpowiedź - kształt praw­dy, który się broni - my ją znajdziemy.Jeśli ułomne są same zasady sztuki rozwiązywania zagadek, to rów­nież odkryjemy.Powie nam o tym swoim działaniem Mistrz z Hed.- Udało mu się wyjść cało z tej mrocznej wieży w Aum.- wymruczała.Har drgnął.- Myślisz, że uda mu się wyjść cało z innej wieży, z innej gry na śmierć i życie? Tym razem ma coś, cze­go zawsze pragnął: możliwość wyboru.Moc ustana­wiania własnych reguł gry.Raederle ujrzała oczami wyobraźni zimną, rozpada­jącą się wieżę w Aum, sterczącą niczym swoista samot­na zagadka pośród złoto-zielonej dąbrowy, i młodego, prosto odzianego człowieka, który stał długo w blasku słońca przed stoczonymi przez robaki drzwiami.W koń­cu zebrał się na odwagę, pchnął drzwi i zniknął w mrocznym, zatęchłym wnętrzu.Spojrzała na Hara.Odnosiła wrażenie, że zadał jej zagadkę i że od jej od­powiedzi zależy coś bardzo ważnego.- Tak - powiedziała, zdając sobie sprawę, że ta od­powiedź nie ma oparcia w logice.Har patrzył się na nią przez chwilę, milcząc.Kiedy się wreszcie odezwał, głos miał łagodny.- Morgon opowiadał mi raz, jak w połowie swojej wędrówki do góry Erlenstar, ogarnięty zniechęceniem, siedział sam w jakiejś starej gospodzie w Hlurle i czekał na statek, który zabrałby go z powrotem na Hed.Czuł wtedy, że ma możliwość decydowania o swoim losie.Ale przed powrotem do domu powstrzymało go jedno: świa­domość, że jeśli nie odkryje swojego prawdziwego imienia, swojej tożsamości, i nie wyjawi jej tobie, nie będzie mógł cię nigdy poprosić, byś zamieszkała z nim na Hed.Ruszył więc dalej.Kiedy niedawno ujrzałem go wchodzącego do mojego domu jak gdyby nigdy nic, jak pierwszy lepszy wędrowiec szukający noclegu, nie zobaczyłem w nim w pierwszej chwili Naznaczonego Gwiazdkami.Zobaczyłem tylko człowieka, z oczu które­go wyzierała straszna, niezachwiana cierpliwość: cier­pliwość zrodzona z absolutnego osamotnienia.On dla ciebie wszedł do mrocznej wieży prawdy.Czy ty masz odwagę wyjawić mu swoje prawdziwe imię?Raederle zacisnęła mocno pięści.Czuła, jak otwie­ra się w niej coś, co trwało dotąd zwinięte w ciasny kłąb.Nie ufając własnemu głosowi, kiwnęła tylko głową i rozwarła dłoń, na której połyskiwało w blasku świe­cy znamię tajemnej wiedzy.- Tak - wykrztusiła dopiero teraz.- Cokolwiek odziedziczyłam z mocy Ylona, przysięgam na własne imię, że dołożę wszelkich starań, by obrócić to w coś wartościowego.Gdzie on jest?- Bez wątpienia jest teraz w Ymris, w drodze do Anuin.Potem skieruje się do Lungold, bo wszystko wskazuje na to, że tam właśnie pod jego presją zmie­rza Deth.- A dokąd potem? Dokąd po tym? Na Hed nie bę­dzie mógł wrócić?- Nie.Nie będzie mógł, jeśli zabije harfistę.Nie za­znałby na Hed spokoju.Nie wiem, dokąd ucieka czło­wiek przed sobą samym.Zapytam go o to, kiedy spo­tkamy się w Lungold.- Wybierasz się tam.? Har kiwnął głową.- Pomyślałem sobie, że w Lungold może mu się przydać przyjaciel.- Zabierz mnie ze sobą, proszę.Dostrzegła niemy protest na twarzach Mistrzów.Brwi wilczego króla drgnęły.- Jak daleko trzeba zajść, by uciec od siebie? Do Lun­gold? A gdzie potem? Jak daleko drzewo może uciec od swoich korzeni?- Ja nie chce.- Raederle urwała i odwróciła wzrok [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl